Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej w Iławie, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego na wydz. wychowanie muzyczne w Olsztynie oraz studiów podyplomowych dyrygentura chóralna i emisja głosu Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Dyrygent chóru „Appasjonata”, z którym w ciągu 22 lat działalności zdobył wiele prestiżowych nagród w krajowych konkursach chóralnych. Nauczyciel muzyki i prowadzący zespół instrumentalno-wokalny w Szkole Podstawowej w Rożentalu, w której jest dyrektorem. W końcu niestrudzony animator kultury naszego regionu. Zapraszamy do PASJOnującej rozmowy z Markiem Józefowiczem.
Marku, czy pamiętasz swój pierwszy kontakt z muzyką?
Gdy miałem około 4 lat dostałem od babci drewniany flet. Biegałem z nim po podwórku i wydawałem jakieś piskliwe dźwięki. Potem była gra na grzebieniu. Pamiętam też harmonijkę ustną, na której uczyłem się prostych melodii popularnych utworów. Co ciekawe, flet który dostałem, okazał się być dobrym instrumentem. Przez lata przeleżał w szafie, a teraz służy mi w szkole do demonstrowania utworów, których uczymy się na lekcjach.
Talenty, także muzyczne, podobno dziedziczymy po przodkach. Czy w Twojej rodzinie były jakieś tradycje instrumentalno-wokalne?
W mojej rodzinie wszyscy dobrze, czysto śpiewali. Pamiętam wspólne kolędowanie w czasie świąt Bożego Narodzenia. Mój tata potrafił grać na harmonijce ustnej, lubił też śpiewać. Będąc młodym chłopakiem miał śpiewnik, w którym zapisywał teksty ulubionych piosenek. Niestety, stracił go będąc w wojsku. Można powiedzieć, że nie było u mnie jakiś wyjątkowych tradycji muzycznych.
Jak wyglądały pierwsze kroki Twojej edukacji muzycznej?
Na pożyczonej gitarze uczyłem się grać piosenkę religijną pt. „Oto jest dzień”. Zamknąłem się w pokoju i sporo czasu zajęło mi opanowanie trzech akordów,a następnie połączenie gry ze śpiewem. Gitara była produkcji rosyjskiej, miała bardzo twarde struny. Przez następne kilka dni moje palce bardzo mnie bolały. Potem kupiłem swoją pierwszą gitarę akustyczną firmy Defil. Mogłem uczyć się kolejnych akordów. Wspólne ze znajomymi grałem proste utwory i tak coraz więcej czasu spędzałem z muzyką. Tak to się zaczęło.
A pamiętasz tę decyzję, że muzyka – Twoja pasja – będzie także profesją w Twoim życiu?
Dosyć późno zacząłem swoją edukację w szkole muzycznej I st. w Iławie. Tam poznałem wielu wspaniałych nauczycieli: Gerarda Krajnika czy Hipolita Szalkiewicza. Zacząłem też śpiewać w chórze Camerata. Wszystkie te doświadczenia sprawiły, że po maturze zapragnąłem pójść na studia, na kierunek wychowanie muzyczne. Dostałem się do Olsztyna na Uniwersytet Warmińsko Mazurski. Tam cały dzień był wypełniony muzyką. Zajęcia teoretyczne, nauka gry na wielu instrumentach, dyrygowanie, chór, zespoły instrumentalne, wokalne. Różnorodność tych zajęć bardzo mi przypadła do gustu i pomyślałem, że to jest to, co chciałbym robić po zakończeniu studiów.
Nauczyciel muzyki, instruktor prowadzący szkolny zespół instrumentalno-wokalny, w końcu dyrygent amatorskiego chóru „Appasjonata”, który odniósł w Polsce wiele sukcesów. To, najkrócej, sylwetka jednego z największych pasjonatów muzyki w rejonie. Jak rodzi się taka pasja, jak się ją pielęgnuje, rozwija…
Pasję kojarzymy z czymś, co lubimy robić, co sprawia nam przyjemność. To chyba jednak bardziej uczucie, które towarzyszy nam przy wykonywaniu danej czynności. Kiedy robimy coś z pasją, staramy się zrobić to najlepiej jak potrafimy. Dla samych siebie, dla osobistej satysfakcji.
Działając jako dyrygent chóru, zespołu instrumentalnego, mam cały czas kontakt z ludźmi. Wiele razy powtarzam, że bez chórzystów czy uczniów grających na instrumentach nic bym sam nie zrobił. W muzykowaniu zespołowym konieczna jest współpraca.
Pasja to nie „tajemna moc”, której rozwijanie będzie wyłącznie przyjemne, łatwe. To efekt wytrwałej pracy nad swoimi zainteresowaniami, które wymagają wysiłku i ciągłego udoskonalania. W pielęgnowaniu swoich pasji bardzo pomaga grono znajomych, którzy również zajmują się muzyką.
Wiele sukcesów osiągnąłeś jako serce „Appasjonaty” przez te już 22 lata śpiewania. Ale oprócz tych wielu trofeów, nagród, pucharów, statuetek, dyplomów, pośród licznych i imponujących inicjatyw lokalnych oraz regionalnych, jest zapewne jeszcze coś, co można by nazwać globalnym czy generalnym sukcesem…
Trudno mi uwierzyć, że już tyle lat muzykujemy wspólnie w chórze. W tym czasie braliśmy udział w kilkudziesięciu festiwalach chóralnych, nagrywaliśmy płyty CD, koncertowaliśmy, zamieszczamy swoje nagrania na Youtube. Realizowaliśmy różne projekty muzyczne. Ostatni, przed pandemią, „100 Chórzystów na 100-lecie powrotu Lubawy do macierzy” był bardzo dużym przedsięwzięciem, które z pewnością zapadło w pamięć wielu osobom. Dla mnie globalnym sukcesem jest to, że od ponad 20 lat muzyczne przedsięwzięcia wykonuję w gronie tych samych ludzi. To są osoby, które przyszły na pierwszą próbę chóru i tak już zostały na ponad 20 lat. Myślę, że najważniejsi zawsze są ludzie, którym pomimo upływu lat ciągle „chce się chcieć”.
Co dla Ciebie jest popularną „wodą na młyn” w muzycznym kształceniu dzieci, młodzieży i dorosłych?
Bardzo lubię wyzwania, które pojawiają się niespodziewanie. Pandemia spowodowała konieczność znalezienia innych sposobów prowadzenia zajęć muzycznych, prezentowania muzyki. W tym czasie nagraliśmy z zespołem wiele utworów, które zamieszczone są na Youtube. Wymagało to pokonania wielu technicznych przeciwności. Największym wyzwaniem było nagranie na święta bożego narodzenia w 2020 roku kolędy „Wśród nocnej ciszy”. W przedsięwzięciu w sumie wzięło udział 138 osób: uczniowie, nauczyciele, rodzice i zespół instrumentalny. Patrząc na moją dotychczasową pracę dochodzę do wniosku, że lubię wyzwania, w których bierze udział duża ilość osób. Im więcej się angażuje tym bardziej mnie to „kręci” i efekt najczęściej jest bardzo interesujący.
A gdy chcesz odpocząć, zresetować się, to jaki rodzaj muzyki, jakiego wykonawcę odtwarzasz dla tzw. przyjemności?
Nie mam konkretnego wykonawcy, gatunku muzycznego, który mi towarzyszy w czasie odpoczynku. Rozstrzał jest bardzo duży. Od muzyki chóralnej, klasycznej po muzykę rozrywkową. To jakiej muzyki słucham, zależy od dnia, nastroju. Zauważyłem jednak, że najczęściej gdy odpoczywam towarzyszy mi cisza. W czasie wolnym zabieram ze sobą psa i biegniemy przed siebie na łąki, do lasu, słuchając przyrody. Ten rodzaj „muzyki” bardzo mi odpowiada.
”Śpiewać każdy może…”, grać pewnie też, czy także twierdzisz, że przy minimum predyspozycji i talentu można muzykować?
We wszystkim, co robimy potrzeba troszkę talentu i dużo własnej pracy. Czasu, który trzeba włożyć by się czegoś nauczyć. Najlepiej gdy można to robić bawiąc się, ciesząc się swoimi postępami. Niepostrzeżenie okazuje się, że potrafimy coś zaśpiewać, zagrać na instrumencie. Oczywiście, jak mówiłem wcześniej, rozwijanie zainteresowań, pasji wymaga od nas wysiłku. Gdy mamy odrobinę predyspozycji i gdy dołożymy do tego naszą pracę, to możemy być pewni, że „zagramy śpiewająco”.
Na zakończenie proszę o kilka zdań własnych przemyśleń, refleksji…
W obecnych czasach wszyscy żyjemy dosyć szybko, nieustannie docierają do nas wiadomości z całego świata.Każdego dnia mamy do wykonania wiele zadań. W tym ciągłym pośpiechu dobrze jest mieć odskocznię. Coś, co sprawi, że na chwilę się zatrzymamy, że skupimy się na swoich potrzebach, marzeniach. Najlepiej oddać się na krótki moment swoim pasjom, zainteresowaniom. Może być to sport, muzyka, literatura, ogrodnictwo, cokolwiek co daje nam poczucie szczęścia i zadowolenia. Zachęcam każdego by rozwijał swoje pasje i dzielił się nimi.
Dziękuję za rozmowę i życzę radosnego, rodzinnego Alleluja oczywiście przy „Alleluja Haendla”.